czwartek, 10 marca 2016

Żyję i szyję

Ależ wstyd, że przez trzy miesiące na blogu nie pojawił się żaden post... Mam na swoje usprawiedliwienie wiele. Naprawę wiele. Zaczynając od życiowych zawirowań, poprzez pracochłonność wykonywanego projektu, brzydką pogodę i na braku czasu kończąc. Przestrzeń blogowa niechybnie ucierpiała.  Ale pasja nie ucierpiała. Szycie jest ważne jak nigdy wcześniej. O czym wkrótce Wam opowiem. Ale zanim to nastąpi przedstawiam Wam drugą marynarkę jaką w życiu uszyłam. Model 120 z Burdy 10/2003.


Szyłam ją tak długo, że musiałam zajrzeć na facebooka żeby się upewnić kiedy zaczynałam. 20 listopada 2015. Niezły czas, co nie?
Dlaczego tak długo? Myślę, że przede wszystkim dlatego, że szyłam ją tylko i wyłącznie na kursie. I jakoś mi się nie spieszyło. Samo kopiowanie wszystkich elementów, a następnie krojenie pochłonęło jeden weekend. Wiele godzin męczyłam się z wszyciem poduszek. Kilka godzin zajęły mi kieszenie cięte. Prawie cały dzień prasowałam. Zasługa "chowających" się szwów w wyłogach. Musiałam przefastrygować brzegi, co można zobaczyć na jednym ze zdjęć przedstawiających różne etapy powstawania marynarki. No i mój faworyt, czyli popsuta dziurkarka w szkole... Niestety, guzik był zbyt duży, abym mogła wykonać dziurkę na mojej wielofunkcyjnej maszynie. A na naprawienie owej maszyny czekałam miesiąc. A jak już kiedyś wspominałam, ciężko prowadzić bloga o szyciu, jeśli nie można pokazać czegoś co się samemu uszyło.


Staram się, aby wszystkie rzeczy, które szyję były przede wszystkim kobiece. Tym razem postanowiłam zrobić mały wyjątek, bo zamarzył mi się garnitur damski. Taki jak miała Coco Chanel. I mam. Całość - wkrótce.
Materiał to typowa tkanina garniturowa, z dodatkiem wełny. Szyje się przyzwoicie, ale zbiera wszelkie paproszki i nitki. Siłą rzeczy, szczotka do ubrań stała się moją nową przyjaciółką.
Najwięcej trudności sprawiło mi chyba wszycie stójki, bo mimo iż tego nie widać, marynarka takową posiada. Próba cierpliwości wypadła pomyślnie. I poduszki na ramionach. Początkowo chciałam zrezygnować z tego elementu, jednak ostatecznie uznałam, że rękawy będą się lepiej układać. Opłacało się.



Marynarka, oczywiście, jest na podszewce. Chciałam wybrać jakąś fajną, kolorową, może w kwiaty, ale niestety nie znalazłam. Wybrałam więc srebrną i efekt jest bardziej elegancki. Zwłaszcza, że rękawy zawsze podwijam, bo tak mi się bardziej podoba. Do uszycia mojego rozmiaru wystarczyło mi 1,5 metra tkaniny i tyle samo podszewki. Wydaje mi się lekko za duża, ale to pewnie subiektywna opinia, bo przecież twórca zawsze ma się do czego przyczepić w swoim dziele. Wybrałam rozmiar 36, ale gdyby Burda oferowała mniejszy - pewnie leżałby lepiej. Trudno. Jest bardziej oversize'owo i czasem, jak patrzę na to jak w niej wyglądam, to wydaje mi się jakby była pożyczona od jakiegoś mężczyzny, bo akurat jest mi zimno. Zawsze lepszy taki efekt, niż jak "po młodszej siostrze".
Na zdjęciach prezentuję ją w towarzystwie mojej koszuli w rowery.









Zdjęcia z Burdy znalazłam na stronie: http://www.ms77.ru/articles/biblioteka/40525/

Pozdrawiam,
Dosia



______________________
FACEBOOK:
https://www.facebook.com/redstrawberrylips/
SKLEP Z KOSZULKAMI:

10 komentarzy:

  1. Niestety, prowadzenie bloga o szyciu nie jest łatwe, co wiem po sobie:) Trudno jest pisać regularne posty, kiedy zwyczajnie nie ma się czasu lub weny na nowe projekty. Brawo za marynarkę, wyszła świetnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczna marynarka! Ta srebrna podszewka faktycznie dodaje elegancji :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fantastyczna! Może kiedyś mi się uda takie cudo zrobić :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow, dwie wypustki - szacun :-)
    Z prowadzeniem bloga to chyba tak ma większość, że na początku, przez pierwsze miesiące, publikuje się często, sprawdza się statystyki, czeka się na komentarze, odpisuje się na wszystkie... a potem entuzjazm opada i nie ma już takiego imperatywu. Obserwuję to na wielu blogach, w tym na moim własnym ;-)
    Co do poduszek, to nie przepadam za nimi i najchętniej szyłabym bez, ale niestety jeśli wykrój jest przygotowany do poduszek, to nie ma zmiłuj - bez nich ramię będzie opadać i marszczyć się, chyba się się przemodeluje zarówno główkę rękawa, jak i podkrój pachy. Ale komu by się chciało.. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w zasadzie nie mam nic przeciwko poduszkom na ramionach, oczywiście takim cieniutkim, a nie w stylu lat 80... Bo to koszmar :/
      Ale nie jestem fanką ich wszywania :(

      Usuń

Copyright © 2014 Red Strawberry Lips , Blogger