środa, 30 września 2015

O tym jak Dosia została krawcową...

Kiedy byłam mała chciałam tańczyć w balecie. Później zapragnęłam zostać "miss i modelką", aktorką, pisarką, pianistką, nauczycielką, sekretarką, księgową. Kiedy podrosłam i trzeba było pomyśleć o przyszłości bardziej realnie - chciałam być psychiatrą, anestezjologiem, pielęgniarką, prawnikiem, edytorem tekstów. Natomiast nigdy nie chciałam zostać krawcową...



Nigdy się nie spodziewałam, że kiedykolwiek cokolwiek uszyję. Byłam przekonana, że jestem zupełnie w tym kierunku nieuzdolniona, wiecie nie mam zdolności manualnych. Nie mówiąc już, że w ogóle mnie w tym kierunku nic nie pociągało. Nie kręciła mnie igła i nitka. Nie szyłam ubranek dla lalek. No, a przynajmniej nie pasjami. Trzymałam się z dala od przyszywania guzików i miałam alergię na cerowanie skarpetek, rękawiczek i tego co tam jeszcze można cerować :) Jeszcze dwa, albo trzy lata temu, kiedy popruł mi się plecak w dość ekstremalnych warunkach - wręczyłam go z uśmiechem Ali, która do igły i nitki nie żywiła takiej awersji. Teraz, kiedy o tym myślę, zdaje mi się, że w gruncie rzeczy niewiele się zmieniło. To chyba kwestia tego, że w szyciu odkryłam radość tworzenia. To, że z kawałka materiału o wymiarach 1,5 m x 2 m umiem uszyć sukienkę. Jaka to kreatywność przyszyć guzik? Nieee, raczej nie zaświeciłyby mi się oczy na widok poprutego plecaka. Co innego, gdybym zobaczyła kupon kolorowej bawełny ;)
Wszystko zaczęło się od tej spódnicy. Właściwie była to pierwsza rzecz jaką w życiu uszyłam. Nie miałam wtedy absolutnie żadnej wiedzy o szyciu. Wiedziałam mniej więcej jak obsłużyć maszynę do szycia. A raczej, jak nawlec na nią nitkę i co zrobić żeby szyła :)
Miałam za to ambicje. Spódnica z koła w groszki, na gumce. A do tego tiulowa halka. Też z koła.
Nie miałam żadnej wiedzy o materiałach. Zdawało mi się, że jak materiał ma ładny wzór to wystarczy. A przynajmniej tak wnioskuję z perspektywy :P
Nie miałam żadnej wiedzy o technikach szycia. I nie miałam tej spódnicy na sobie od ponad półtora roku i nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek ją założę ;)



Spódnica powstała pod koniec stycznia 2014. Zaraz po tym jak w moim domu pojawiła się maszyna do szycia. Dziś wydaje mi się to nieprawdopodobne, że nigdy nic nie szyjąc, uznałam, że to będzie świetny pomysł zacząć szyć ubrania! Szaleństwo ;)
Taka spódnica była mi potrzebna. Na urodzinowo-imieninową imprezę w stylu lat sześćdziesiątych. Wiecie, wysoki stan, szerokie, rozkloszowane, wirujące... Nigdzie nie można takich kupić. Właściwie nie można było, bo w ostatnim sezonie namnożyło się tego jak grzybów po deszczu :)
Wtedy postanowiłam szyć. Konstrukcja nie stanowiła dla mnie żadnego problemu, bo przecież logiczne jest, że spódnica z koła to po prostu... koło :) I tak zabrałam się do pracy i popełniłam chyba wszystkie możliwe do wykonania błędy :)


Kupiłam 1,5 m materiału w groszki. Nie wiem co to za materiał. Pewnie bawełna z domieszką czegoś sztucznego. Jest lejący, strzępi się, jest cienki i nie gniecie się. I po tym opisie chyba już wiadomo, że wybrałam jeden z najgorszych możliwych materiałów do tego typu spódnicy. Bez halki wygląda jak oklapnięte włosy po deszczu :P Aha! I elektryzuje się do rajstop ;)
Ok, uprzedzam, opis tego co zrobiłam tej spódnicy jest drastyczny i rani wszelkie krawieckie uczucia :) 
Wpadłam na pomysł, że uszyję ją najdłuższą jak to możliwe, na tyle na ile pozwoli mi ilość materiału. Złożyłam materiał na cztery, odmierzyłam odległość (chyba 68 cm) i wykroiłam materiał. Jaka ja byłam wtedy z siebie dumna :) Zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, że nie zostawiłam materiału na pasek... Kiedy już się ogarnęłam, że oj, chyba czegoś mi brakuje, niewiele się zmartwiłam. Był przecież jeszcze materiał na brzegach koła! Nie, nie wiedziałam o istnieniu nitki prostej. Tak, wykroiłam pasek z dwóch kawałków po skosie. Oczywiście, "dziurę" na talię wykonałam dokładnie na obwód mojej talii. Skąd miałam wiedzieć, że biodra mam "trochę" szersze, a materiał się nie rozciąga... W dalszej części dokonałam kolejnej zbrodni. Przeczytałam wcześniej w internecie, że przy szyciu spódnicy z koła "należy ją po wykrojeniu odwiesić na 24 godziny". Nie natrafiłam już jednak na informację, że po tym należy ją przyciąć. Rozumiecie, więc, że wówczas odwieszenie wydało mi się całkowicie bezsensowne. Uznałam to za głupotę i dałam sobie z tym spokój...
Nie miałam wtedy overlocka. Przeczytałam, że można brzeg "obrzucić" zygzakiem. Nie zrobiłam tego zbyt dokładnie. Co mi nie wyszło - przycięłam. Proste.
Wszycie paska to chyba najgorsza krzywda jaką uczyniłam tej spódnicy. Zacznijmy od tego, że byłam wtedy na etapie oszukiwania się co do swoich wymiarów... A może naprawdę miałam w talii 60 cm :P Na pewno nie użyłam więcej gumy. O ile w przypadku cienkiej gumki można użyć nawet 5 cm mniej niż wskazywałby na to obwód talii; o tyle kiedy ma się grubą gumę szerokości 4 cm, to nie jest ona taka chętna na rozciąganie. Bo oczywiście chciałam spódnicę z szerokim paskiem. To jak go przyszyłam... Tego nie da się opisać. Niech Wam wystarczy, że nie było to prosto, że momentami mój "zygzakowy overlock" wystawał spod paska, że wykańczałam przyszywając na prawej stronie materiał z paska do gumki, on nie był schowany na łączeniach. Nie... Moje serce krwawi. Dół podłożyłam na tyle prosto, na ile pozwalało mi moje doświadczenie. Po imprezie (która była, nawiasem mówiąc, fantastyczna) schowałam spódnicę do szafy i nie sądziłam, że kiedykolwiek starczy mi cierpliwości na to, żeby ją poprawić. Starczyło.    

     
Właściwie to uszyłam, ją od nowa. Wycięłam pasek, dół odprułam już jakiś czas temu. Tak, raz już próbowałam ją odratować, ale nie wytrzymałam psychicznie. 
Nie mam zdjęć sprzed wielkiej zmiany. Wstydzę się ;) 
Skracałam, skracałam, skracałam. A właściwie - wyrównywałam, wyrównywałam i wyrównywałam. Ostatecznie z długości zostało jakieś 50 cm :P Nie wiem co jest nie tak z tą spódnicą, ale na płasko nie udało mi się jej wyrównać. Zaprosiłam, więc mamę w roli manekina i obcięłam ją w 3D :) A wszystko po to by w końcowej fazie samej ją ubrać i wręczyć nożyczki mamie :) Nie jest idealnie. Ale nie jest tak źle jak było. Wierzcie mi, było źle :)
Zrezygnowałam już z szerokiego paska i przyszyłam spódnicę do wąskiej gumki, jednocześnie trochę ją przymarszczając. Dół obrzuciłam na prawdziwym overlocku i podłożyłam na szerokość obrzucenia. Szyjąc, po raz pierwszy korzystałam ze stopki do podwijania. Fajny wynalazek :)
Koszula widoczna na zdjęciach to również moje dzieło, które możecie zobaczyć TU













I to tyle. Tak zostałam krawcową. 
Pozdrawiam,
Dosia


fot. AK

______________________
FACEBOOK:
INSTAGRAM:

7 komentarzy:

  1. Nie znoszę skracania spódnic ciętych z pókola albo z koła. Tragedia to jest. Na spódnice z paskiem z gumy też nie pokusiłam. Albo szyję tunel i tam wyciągam gumkę, albo po prostu wszywam zamek. Spódnica prezentuje się świetnie i razem z koszulą tworzy ładny zestaw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja raczej też już się nie pokuszę na doszywanie gumy :/ #team_zamki :D

      Usuń
  2. ciekawa historia spódnicy i determinacji :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny post i super spódnica - cały czas tak się doszukiwałam tych gaf a tu nic na zdjęciach nie widać... :) No i przyszłaś z wyjaśnieniem, że nastąpiły poprawki - ja też ich nie lubię, ale jak już coś odratuję to jest radość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy w życiu bym tamtej nie pokazała :) Po co sobie robić taką antyreklamę ;)

      Usuń

Copyright © 2014 Red Strawberry Lips , Blogger