poniedziałek, 9 grudnia 2019

5 złych rzeczy, których uczą komedie romantyczne


Ach te komedie romantyczne... Wiesz, że są po prostu głupie, ale wracasz do nich zawsze jak masz PMS, pada deszcz, śnieg, albo wieje wiatr. Albo zerwiesz z chłopakiem, albo po prostu się z nim pokłócisz. Komedie romantyczne – lek na całe zło. Podnoszą na duchu, otulają serduszko i przywracają wiarę w PRAWDZIWĄ miłość...
A przy okazji mogą nieźle namieszać w głowie. Dzisiaj o pięciu złych rzeczach, których uczą komedie romantyczne.

  1. Że się domyśli...
Mama zawsze powtarzała mi, że mężczyźni się nie domyślają. I kobiety starsze ode mnie też to mówiły. To jest prawda stara jak świat. Ale filmy romantyczne nadal uważają, że wcale nie, że oni się jednak domyślają. Ale oczywiście dopiero na koniec filmu. Przypadkowo ktoś im rzuci słowo klucz i magicznie WIEDZĄ.
Problem jest taki, że nafaszerowane romantyczną ściemą zaczynamy oczekiwać, że Ci realni mężczyźni też się domyślą i kiedy powiemy odejdź i zaczniemy uciekać, oni jednak będą wiedzieć, że powinni złapać za rękę, przyciągnąć do siebie i powiedzieć, że nigdy Cię nie zostawię, kocham Cię najbardziej na świecie, i tak dalej, i tak dalej...
Ale tak jest tylko w filmach. Wiecie jak jest w rzeczywistości? Która z nas nigdy nie wyszła bez słowa trzaskając drzwiami, dając do zrozumienia: nie chcę Cię widzieć, ale myśląc: pobiegnij za mną!
Ale żaden nigdy nie pobiegł. Wiecie dlaczego? Bo żaden nie siedział w naszych głowach i nie miał pojęcia czego naprawdę chcemy. Plus, nie naoglądał się tyle romansów żeby wiedzieć, że kiedy Blair mówiła, że nie będzie razem z Chuckiem to tak naprawdę bardzo chciała.

  1. Że nazwie gwiazdę Twoim imieniem....
…albo kupi bilet na najdroższy lot, totalnie w ostatnim momencie żeby tylko złapać Cię na lotnisku. Przyleci na koniec świata, wyłoni się z mgły. Kupi broszkę za trzy swoje pensje, bo przypominała Ci broszkę Twojej babci. Albo wykupi Ci pół hotelu, który należy do Twojego byłego, żebyś mogła się zemścić.
Życie nie składa się z wielkich gestów. Owszem, czasem super ich doświadczyć, ale nie można traktować ich jako wyznacznik prawdziwej miłości. Życie składa się z tych małych drobnych rzeczy. Szczerze, wolę dwadzieścia herbat z sokiem malinowym, gdy jest mi zimno, niż nierealnie wielki gest i dramy jak w filmach.

  1. Że nie trzeba rozmawiać...
No bo po co? Przecież na końcu on i tak się DOMYŚLI. To jak bardzo bohaterowie filmów ze sobą nie rozmawiają jest przyczyną moich najwiekszych frustracji jako widza. Połowa konfliktów i problemów, a w sporej części i całe fabuły by się posypały gdyby bohaterowie po prostu powiedzieli co czują, albo jaki mają problem. Zamiast tego, wolą powiedzieć wszystko ok, albo odwrócić się i nie powiedzieć nic.
I niby wszyscy wiedzą, że związek musi opierać się na rozmowie, że trzeba mówić o tym co się czuje, czego się potrzebuje i oczekuje. Ale czemu nikt nas tego nie uczy?! A gdyby tak filmy poruszające jakieś problemy, przy okazji pokazywały jak taki problem przepracować, jak zacząć rozmowę, jak ją pokierować. Oczywiście, pewnie byłoby to nudniejsze niż smutne patrzenie jak bohaterowie się rozstają, a potem wielkimi gestami do siebie wracają. Ale czy wszystkim nam nie byłoby łatwiej, gdybyśmy naprawdę wiedzieli jak o trudnych rzeczach mówić?

  1. Że przeznaczenie zrobi za Ciebie wszystko...
Bo przecież jeśli coś jest komuś pisane to jest pisane i koniec. Rozstanie? No cóż, nie było im przeznaczone być razem. Ale jeśli tylko los chce aby byli razem to choćby nie wiem co, zawsze będą na siebie wpadać i do siebie wracać, bo to magiczne przeznaczenie...
Ludzie kochani to tak nie działa! Związek to jest praca, kompromisy, trudne rozmowy, mówienie o swoich potrzebach, ranach i oczekiwaniach. A nie przeznaczenie, czy loteria, w której jak się ma szczęście to się wygrywa.
Słyszeliście żeby ktoś po tym jak nie dostał awansu powiedział: no cóż, nie było mi to przeznaczone.
Ja też niespecjalnie. Za to jak wpiszecie w google "miłość przeznaczenie" to wyskoczy Wam mnóstwo ckliwych tekstów na stockowych obrazkach o tym jak to miłość zawsze znajdzie drogę, a jak ktoś jest sobie pisany to żaden sztorm i burza tego nie zmieni... 
Wiecie co jeszcze jest złe w wierze we wszechmogące przeznaczenie w miłości? Przekonanie, że miłość nie wybiera. Bo przecież to ten los decyduje, a nie my, prawda? Nieprawda. Nie wybiera to się rodziców, ale człowieka z którym się chce budować związek na całe życie to się akurat wybiera.
  1. Że zdrada czasem jest spoko...
Last, but not least. A właściwie najważniejszy punkt tego tekstu, który zainspirował mnie do całego tego tekstu. Filmy i książki romantyczne (bo one też mają sporo na sumieniu) notorycznie wmawiają nam, że zdrada ogólnie jest bardzo niefajna, ale jeśli tylko główna bohaterka jest fajną, a ta druga jest okrutna, zła i podła to zdrada jest spoko. Tak szczerze, zastanówcie się ile filmów/książek opiera się na tym motywie.
Pamietam, kiedyś czytałam pewną różową książkę, w której główna bohaterka była prywatnym detektywem i zajmowała się znajdowaniem dowodów zdrad niewiernych mężów. Aż w końcu poznała jakiegoś kolesia i się w nim zakochała. Oczywiście miał żonę, która ową detektyw wynajęła. I tradycyjnie, autor sugerował, że czytelnik ma kibicować związkowi głównej bohaterki i żonatego mężczyzny. I w takim przypadku zdrada (spoiler alert), do której doszło, była cudowna i piękna, bo przecież oni się kochali! Jak mnie to oburza to nie macie pojęcia...


A Wy co myślicie o komediach romantycznych? Kochacie bezkrytycznie, czasem Was wkurzają (jak mnie), czy nie tolerujecie wcale?

Pozdrawiam,

Czytaj dalej »
Copyright © 2014 Red Strawberry Lips , Blogger