czwartek, 3 grudnia 2015

A ciebie... nosić nie będę

Kilka dni temu obchodziłam pierwsze urodziny bloga. A właściwie, jak już pisałam na facebooku, wcale ich nie obchodziłam ;) Przy okazji stuknęło mi też dziesięć tysięcy wyświetleń. I pewnie część uzna, że jak na rok działalności to żenująco słaby wynik, ale ja jestem dumna. Ci którzy mnie znają, wiedzą, że raczej swoim blogiem nie "spamowałam". Nie rozsyłałam zaproszeń do lajków i chyba nawet spora część moich znajomych nie ma pojęcia o blogu. Ale tak miało być. To przestrzeń, którą chcę się dzielić z ludźmi, którym faktycznie podoba się to co robię. Dlatego jestem bardzo szczęśliwa, że tyle osób chce tu wciąż zaglądać.
A dzisiaj coś z czego żadna krawcowa nie jest dumna. Czyli jak to jest, gdy coś nam nie wychodzi...


Dostaję od Was trochę wiadomości z różnymi pytaniami. Najczęściej o kurs krawiecki. Zawsze chętnie na takie wiadomości odpowiadam. Za jakiś czas napiszę też o moim kursie post. Ale pozwólcie mi najpierw tę szkołę skończyć ;)
Jedną w właściwości mojej szkoły (czy to zaleta czy wada - zdecydujcie sami) jest szycie od czasu do czasu czegoś, co niekoniecznie jest nam potrzebne, ale program zajęć zakłada, że musimy umieć to uszyć. Jak się pewnie domyślacie - tym razem padło na kamizelkę. 
Wyjątkowo, nie wybierałyśmy ani kroju, ani rozmiaru, ani nawet materiału. Dlatego powstała, jak na mnie, zbyt duża, błękitna kamizelka z naturalnej tkaniny, prawdopodobnie jest to len (tak podejrzewam, bo nieziemsko się gniecie). Jest za to całkiem przyzwoicie uszyta ;) Ale to niewiele ratuje, nie postawiłabym złotówki, że kiedykolwiek jeszcze ją ubiorę. 
Kamizelki w ogóle nie są w moim typie. Może gdyby była dłuższa, z wełny, czy flauszu. Ale taka? Niee :) Ale co zrobić? Trzeba szyć :) Podobnie ma się sprawa z moją jeansową kamizelką, którą pokazywałam już TU i TU. Jest ładna, nawet mi się podoba, ale nie umiem jej nosić. Nie jest w moim stylu.
Mam też spodenki, które są za duże, mają brzydki materiał, niekorzystny krój i nie podoba mi się w nich absolutnie nic (wkradły się przy okazji koszuli TU). Uszyłam je na kursie i dzięki temu nauczyłam się odszywać rozporek z listewką. 




Takie szycie ma, więc swoje plusy. Wiele można się nauczyć. Błękitna kamizelka jest na podszewce i ma kieszenie cięte jednowypustkowe. Jeeeej, to chyba jedna z najtrudniejszych rzeczy z jaką się spotkałam. Kieszenie z wypustkami. Za chwilę będę szyć z dwoma, więc będzie jeszcze trudniej, bo precyzyjniej - wypustki będą miały szerokość 7 mm, w przypadku jednej był to 1 cm. Ale ja lubię wyzwania. Lubię uczyć się nowych rzeczy, a im trudniej tym większa satysfakcja :)
Dlatego często można u mnie spotkać zamki kryte, podszewki, zaszewki, podszycia kryte i być może niedługo zaprzyjaźnię się z kieszeniami ciętymi ;)



Tak sobie patrzę na te zdjęcia. Chyba niedostatecznie wyprasowałam dół tej kamizelki. Nie wygląda to zbyt estetycznie, ale jako, że nigdy już jej nie ubiorę, nie będę się tym przejmować ;) 
Tak to już jest z tym krawiectwem, nie zawsze wszystko wychodzi. I nie ma w tym nic dziwnego. Jeśli nie popełniasz błędów, to znaczy, że nic nie robisz. Idę o zakład, że za 25 lat jak już będę mistrzynią krawiectwa to raz na... bo ja wiem... jakiś czas - popełnię coś co się nie uda. Najważniejsze to się nie poddawać. Pierwsza bluzka jaką uszyłam z burdowego wykroju kompletnie mi się nie udała. Teraz leży schowana na dnie szafy i nie wyrzuciłam jej jeszcze tylko dlatego, że musiałaby wówczas ujrzeć światło dzienne. Wyniosę ją pewnej ciemnej nocy ;) Gdybym się wtedy poddała i stwierdziła, że w takim razie nie umiem szyć... Byłabym w kompletnie innym miejscu życiowym. I nie sądzę bym była szczęśliwa :)
Nie załamujcie się, więc porażkami, a czerpcie siłę z sukcesów. I bądźcie z siebie dumni, gdy coś Wam się uda. 

  


Pozdrawiam,
Dosia

4 komentarze:

  1. Kochana, ciesze się, że masz w sobie tyle optymizmu. Krawiectwo, łatwe nie jest. Dobrze, że robisz kurs. Ja jestem totalnym samoukiem, nigdy nie miałam czasu na kursy, szkolenia. Praca, dom, dzieci pochłaniały tyle czasu, że kursu szycia nie było już gdzie umieścić w moim grafiku. Ale jak człowiek czegoś bardzo chce, to nie ma siły. Nauczyłam się wszystkiego sama. podpatrywałam w książkach, robiłam próby i w końcu zaczęło wychodzić. Były też "maliny" jak sobie przypomnę pierwsze spodnie jakie szyłam... to jeszcze się uśmiecham, Na początku masa rzeczy lądowała w koszu, bo po prostu zepsułam, teraz juz mi sie to nie zdarza (popsuć) ale też nie ze wszystkiego jestem zadowolona. Takie krawieckie ryzyko, czasami tkanina nie sprawdza się w czasie szycia, ale co tam, człowiek całe życie się uczy. Szyję już ponad 20 lat, ale mam pokorę do krawiectwa i też nie uważam, że pozjadałam wszystkie rozumy :)
    Życzę sukcesów i pozytywnego nastawienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa :) Miałam wielkie szczęście, że udało mi się trafić na taki kurs. Pewnie samej aż tak by mi się nie chciało :)

      Usuń
  2. jednym z moich marzeń była umiejętność uszycia sobie czegoś, co bym mogła kiedyś założyć. póki co szczycę się tym, że potrafię uratować sobie przetarte w kroku spodnie. z pomocą babci :D no cóż, może kiedyś.
    także chylę czoła, wszystko jedno czy stworzyłaś rzeczy przydatne czy też nie do końca C:
    strasznie lubię i zachwycam się ludźmi, którzy coś potrafią i na czymś się znają. trzymam kciuki za każdy następny krok :D

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Red Strawberry Lips , Blogger